9. ENH
Zapowiedź programu 9. ENH
Selekcjonerzy z festiwali
Filmowa przestrzeń ENH
Noclegi
Selekcjonerzy z festiwali
RSS
29 sty 09
Jan Topolski: Mój konkurs, found footage i close-up w Rotterdamie
starsza powrót do listy nowsza

Wasz korespondent wojenny znów na linii frontu. Nim przejdę do opisu walk na poszczególnych jego odcinkach, szturmów, potyczek i forteli, jeszcze ogólny rzut oka na strategię. Z przykrością muszę rozwiać mit (jeśli istnieje) o stuprocentowej racjonalności w dokonywaniu wyboru festiwalowych filmów. Można doń podejść na dziesiątki sposobów, z których wymienię tylko kilka, od bardziej do mniej oczywistych. Zresztą tak samo pewnie układacie swój program na ENH, czy nie?

A więc, po pierwsze, na wiedzę: znani reżyserzy, oczekiwane premiery. Po drugie, na węch: intuicja, plotki, szepty, brawa. Po trzecie, na propagandę: katalogowe ochy i achy nad tytułem. Po czwarte, na sekcję: konkurs (tu: VPRO Tiger Awards) albo inne (tu: po reformie tylko trzy - odkrycia w Bright Future, mistrzowie w Spectrum i tematyczne Signals). Po piąte, na atlas: region, kultura, religia. Po szóste, na czas i miejsce: tak, tak, wciskamy, co się da tam, gdzie nam zostały okienka po odhaczeniu ważniejszch filmów. Po siódme, na nastrój: siedmiogodzinne na rano, horrory na noc, w środku coś lekko komediowego, ew. mały dramat po obiedzie. Po ósme, na pomyłkę: nie patrzymy na numer sali, nie wychodzimy po rozpoznaniu błędu, nie reagujemy na zmiany programu. No, to chyba główne pomysły, oprócz monety, kości do gry, księgi wróżb, rekomendacji z windy i toalet, spóźnień i przyspieszeń.

Co do taktyki, to może o trzech sprawach. Najogólniejsza to sekcja, czyli konkurs (który odwiedzam także dlatego, że będę pisał relację do marcowego "Kina"). Bardziej wąska to zjawisko, czyli trzy bardzo różne found-footage (technika tworzenia filmu ze składników, pochodzących z innych filmów). Po trzecie, zbliżenie na jeden dziwny film, który chyba warto jakoś podkreślić. Piszę to naprawdę na gorąco i szybko, nie tylko dlatego, że cappucino mi zaraz wystygnie, a dziennikarz za mną zabije za zajmowanie komputera. Na gorąco i szybko, więc spontanicznie, bez zaokrąglania myśli. To tematy na dziś, a w ostatnim odcinku - więcej o Young Turkish Cinema na IFF Rotterdam. Będę pisał z Węgier, bo w końcu bliżej do Turcji. Ale też dlatego, że przelatuję na kolejny festiwal, Magyar Filmszemle - tygodniową prezentację tamtejszej produkcji.

Tymczasem właśnie obejrzałem dziesiąty z czternastu filmów ubiegających się o słynnego Tygrysa. I jestem rozczarowany. Przeciętniactwo, przeciętniactwo. Niemal żadnych odkryć czy nawet prób nowatorstwa. Interesujące streszczenia i początki - banalne rozwinięcia i mało wniosków na finał. "A l'ouest de Pluton" (reż. Henry Bernadet, Myriam Verreault, Kanada 2009) to typowa miejska historia o imprezujących i/lub zagubionych nastolatkach, w sam raz na Warszawski MFF. "Breathless" (reż. Yang Ik-June, Płd. Korea 2008) to "nietypowy" gangsterski melodramat nieco w stylu wczesnego Park Chan-woka, ale mniej humoru. "Sois sage" (reż. Juliette Garcias, Francja 2008) to świetnie zagrana, ale jednak konfekcja z działu europejski-dramat-psychologiczny-kameralny o alienacji i traumie. Z tej grupy bardzo na plus wyróżniają się "Turistas" (reż. Alicia Scherson, Chile 2009), faktycznie oryginalna przypowieść o statecznej mężatce, która zmuszona okolicznościami rozpoczyna dziwne życie w rezerwacie przyrodniczym. Trudno mi to teraz zracjonalizować, ale film jest absolutnie magiczny i czarujący. Dialogi? Humor? Szczegóły? Zaskoczenia? Tak, i jeszcze więcej. Jakieś inne spojrzenie, z niczym nieporównywalne.

Co do found footage'u, to widziałem trzy bardzo różne filmy. "Mock up on Mu" (reż. Craig Baldwin, USA 2008) to arcydziełko! Autor z niewielką ilością dokrętek, zmontował całą fabułę (sic!) z fragmentów klasyczno-kiczowatych filmów s-f i noir oraz muzyki z lat 40-70. "FILM IST. a girl and a gun" (reż. Gustav Deutsch, Austria 2009) to kolejna odsłona wielkiego cyklu archiwaliów. Tym razem trawestacja powiedzenia Godarda - co potrzebne jest do filmu. Niesamowite pornosy z archiwum Keynesa z lat 30. (sic!) i genialna muzyka, aczkolwiek montaż intelektualny czasem na poziomie Freuda dla nauczania początkowego (dzieci-bomby, rakiety-penisy). Wreszcie najmniej oryginalne "La mémoire des Agnes" (reż. Luc Bourdon, Kanada 2008) - czasem sentymentalny, a czasem po prostu bezbarwny, bo zbiorowy i oświatowy, filmowy portret Montrealu.

Na koniec całkowite zaskoczenie. "Ecce Momo!" (reż. Anastas Charalampidis, Grecja/Rosja 2008), strumień świadomości, wyznanie megalomana, spowiedź introwertyka, dwugodzinny monotonny głos z offu, na wizji banalne scenki z Petersburga, miks muzyczny od chorałów po rock, egocentryk przeciw światu, ekshibicjonista i ekstrawertyk. Tradycja Mekasa, van der Keukena, Caouette'a. Moje reakcje i uczucia skaczą od podziwu dla młodego Grekorosjanina do całkowitej nienawiści, żeby dojść do zobojętnienia, a w końcu do poczucia jakiejś pełni. "Film jako ekran duszy" - przypomina się powiedzenie Bergmana. Film jako poznanie? Film jako rozmowa? Na pewno film jako przeżycie i jako dzieło totalne. Do usłyszenia pojutrze.

 

środa 28.01.2009

Zapraszamy do dyskusji na forum ENH

starsza powrót do listy nowsza
Moje NH
Strona archiwalna
Nawigator
PWŚCPSN
17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
Program:
Moje filmy:
Indeks A-Z
Koncerty w Arsenale
Wydarzenia w Operze
Szukaj filmu/reżysera:
Skocz do cyklu: